niedziela, 24 września 2017

Poszukiwań ciąg dalszy

Złapałam już moment, w którym poczułam się już prawie zwycięzcą nad czasem: wypełniałam codzienny plan (choćby nie wiem, co), robiłam codziennie bezwarunkowo plan na jutro i często kończyłam realizację planu późnym wieczorem. Mimo ustalonych wolnych dni, raz zdarzyło mi się popracować także w wolny dzień - taki miałam zapał. Jednak przytłoczyło mnie to chyba, że jestem w takim ciągu pracy i w pewnym momencie przyszedł dzień, że nic nie zrobiłam właściwie bez wyraźnego powodu, nic się nie zdarzyło - po prostu mi się nie chciało.
Następnego dnia miałam wizję realizacji planu z dwóch dni: wczorajszego i dzisiejszego, co było jednak ponad moje siły. Leniłam się tak do końca tygodnia. Na szczęście w piątki mam coaching i od razu wzięłam się za poprawianie sytuacji. Nie pamiętam już co wymyśliłam wtedy z moim Coachem, ale nie podziałało. W zeszłym tygodniu przeorganizowałam się znowu i tym razem ustaliłyśmy zupełnie nowe podejście do planu:
1. Laserowa koncentracja na tym, żeby ukończyć projekt X. Zrobiłam listę rzeczy, które trzeba zrobić, żeby go zakończyć, bo stwierdziłyśmy, że już męczy mnie jego realizacja. Wyszło osiemnaście punktów listy.
2. Nie planowane konkretnych zadań na dzień, ale po prostu "pracy" - wtedy biorę moją listę z punktu nr 1. i robię wszystko po kolei, ile się da.
3. Motywować do pracy ma mnie wizja końca projektu X, co pozwoli na rozpoczęcie nowego projektu, którym już się emocjonuję ;) i nie mogę się doczekać jego realizacji. Teraz nie wolno mi go dotykać, dopóki nie skończę projektu X.
4. Ustaliłam nagrodę za wykonanie planu - romantyczne wyjście z partnerem.
Okazja na takie wyjście może się nadarzyć pod koniec października, więc wiem, że mam limit na zrobienie mojej listy i zakończenie projektu X. Trzymajcie kciuki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz